Tytuł: Siedem sióstr
Cykl: Siedem sióstr
Wydawnictwo: Albatros
Kategoria: Literatura obyczajowa
Tłumaczenie: Marzena Rączkowska, Maria Pstrągowska
Maja nie za bardzo wie,
co ma zrobić, po śmierci jej ukochanego ojca. Jako jedyna z sześciu
adoptowanych sióstr nie wyfrunęła z gniazda. Mieszka w swoim rodzinnym
pałacyku w Szwajcarii i jest tłumaczem m.in. języka portugalskiego.
Jednak przyjazd jej byłego chłopaka ze studiów, z którym ma niemiłe
wspomnienia powoduje, że dziewczyna postanawia spontanicznie wyjechać do
kraju, z którego według jej ojca została adoptowana. Dociera do Rio de Janeiro i zaczyna szukać prawdziwej rodziny. Trop prowadzi ją do rodziny Aires Cabral oraz historii jej prababki Izabeli.
Twórczość Lucindy Riley
polskiemu czytelnikowi jest dosyć znana. W naszym kraju wydano jej
kilka książek w tym dosyć popularny cykl “Siedem sióstr” . Po wielu
odkładniach w końcu zabrałam się za tę pozycję. Przyznam, że oczekiwałam
czegoś zupełnie innego. Tajemniczy opis, okładka oraz nawiązania do
mitologii sugerowały mi raczej historię rodzinną połączoną z fantastyką.
Podejrzewam, że osoby, które czytały już dzieła pani Riley doskonale wiedzieli, jaka będzie ta książka i kiedy po nią sięgali,
nie mieli takiego wyobrażenia jak ja. Bo to nie fantastyka a literatura
obyczajowa! I chyba to nawet lepiej, bo ta historia dla mnie miała
magie bez elementu fantastyki.
Fabuła
każdej z książek cyklu “Siedem sióstr” skupia się na jednej z
tytułowych sióstr nazwanych jak gwiazdy z mitycznych Plejad. Pierwsza
część opowiada o Maji,
która przez zbieg okoliczności postanawia odkryć swoje korzenie. Wątki
związane z kobietą nie są specjalnie emocjonujące. Powiedziałabym nawet,
że są momentami nudne. Natomiast inną sprawą jest historia związana z
jej prababką Izabelą. Zakazana miłość pomiędzy młodą brazylijką a artystą Laurentym zdecydowanie bardziej wzbudza zainteresowanie. Wszystko to dzieje się na tle Paryża oraz Rio de Janeiro,
kiedy tworzony był znany na całym świecie pomnik Chrystusa Zbawiciela.
Motyw miłości oraz przeciwności losu jest dosyć popularnym motywem i
trzeba mieć dość ciekawy pomysł lub talent do pisania emocjonujących
historii, który zaciekawi czytelnika i wyróżni książkę na tle innych tego typu. Według mnie Lucinda Riley
posiada to drugie uzdolnienie. Bo o ile sam pomysł jest dość banalny i
typowy dla tego typu pozycji, to jednak podczas czytania nie zwraca się
na to uwagi i chłonie się każde zdanie. Poza tym klimat Paryża oraz Rio
sprawił, że historia nabrała jeszcze większego uroku.
Przyznam
szczerze, że nie umiem określić swojego ulubionego bohatera. Nie
znienawidziłam żadnego z nich, lecz także nie oszalałam na ich punkcie.
Historia Izabeli może i była ciekawsza, ale w moim odczuciu sama kobieta
jest podobna charakterem do swojej potomkini Maji.
Kobiety chcą jedynie cudzego dobra, nie walcząc o siebie , będąc
jednocześnie strasznie nijakie. Jedna z siedmiu sióstr oprócz wyglądu
niczym się nie wyróżnia, a jej wybory są strasznie ostrożne. Można by
powiedzieć, że jej prababka byłą pod tym względem odmienna, lecz według
mnie mimo dobroci, jaką posiadała, nie miała cechy wyróżniającej ją
wśród innych. Pozwalała też, aby większość jej życiowych wyborów
podejmowali bliscy i czasami miałam wrażenie, że ta bierność jej
pasowała.
Oprócz fikcyjnych postaci pojawili się również ci prawdziwi, jak chociażby twórcy posągu Jezusa: rzeźbiarz Paul Landowski oraz architekt
Hectora da Silva. W pewien sposób mają swój wkład w miłosnej historii,
jednak jak sama autorka podkreśla, książka jest fikcją literacką. Poza
tym ukazują wątek poboczny utworu, czyli budowę Statuy. Mogłoby się wydawać, że
przez dodanie prawdziwych postaci, wraz z tymi fikcyjnymi spowodują
mętlik, bo jednak to duża liczba osób. Jednak ten przypadek pokazuje coś
innego. Ma się wręcz wrażenie idealnego umiejscowienia w danym wydarzeniu.
Książka “Siedem sióstr”, mimo że nie jest fantastyką, podobała mi się. Jednak nie wbiła mnie też w fotel i nie zaskakiwała. Sama historia obu kobiet może się wydawać dość pospolita w porównaniu do innych powieści tego gatunku, ale przy talencie pisarskim autorki czyta się ją dość przyjemnie, a czytelnik (tak jak ja) ma ochotę na więcej. To była miła podróż do czasów Belle Époque, jej uroku oraz artystów. Z pewnością przeczytam kolejną część z serii. Jestem bardzo ciekawa korzeni reszty sióstr oraz historii z nimi związanych.
Moja ocena: 7/10
Bardzo lubię tę serię :)
OdpowiedzUsuńSkoro czyta się przyjemnie, to na długi wieczor będzie idealna. :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSeria jeszcze przede mną.:)
OdpowiedzUsuńAkurat niue moja bajka, więc nie brałam się za nią.
OdpowiedzUsuńNa jesienne wieczory jak znalazł, na pewno będę miała ją na uwadze =)
OdpowiedzUsuńO - też mam ją w planach więc chociaż szkoda, że losy sióstr nie są zaskakujące, to mam nadzieję, że nastrój Belle Epoque mnie uwiedzie tak jak Ciebie! :)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie😃 lubie fantastykę i myślę że ta również mi się podoba. Dziękuję za recenzję❤❤
OdpowiedzUsuń