wtorek, 17 marca 2020

153. Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek



Autor: Mary Ann Shaffer, Annie Barrows
Tytuł: Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
Kategoria: Literatura piękna
Wydawnictwo: Świat Książki
Tłumaczenie: Joanna Puchalska

Juliet to młoda pisarka, która cierpi na brak inspiracji. W czasie wojny stworzyła cykl humorystycznych opowiadań, lecz chciałaby od nich odejść i stworzyć coś nowego. Międzyczasie dostaje list od niejakiego Dawseya Adamsa. Mężczyzna prosi ją o przesłanie kilku książek, które mogłyby być omawiane na spotkaniu Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Ziemniaczanych Obierek. Zaintrygowana dziewczyna postanawia rozwinąć znajomość, a także poznać to stowarzyszenie. Jak się okazuje, odmieni ono jej życie na zawsze.  

“Stowarzyszanie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” to wyjątkowy tytuł. Trudno koło niego nie przejść bez chwilowego zainteresowania. Połączenie literatury i placka z ziemniaczanych obierek? To musi być albo przedziwna komedia, albo ciekawa pozycja. Pierwszy raz, kiedy usłyszałam o tej książce, była to premiera filmu o tym samym tytule z główną rolą Lily James (swoją drogą występuje tam dużo aktorów z Downton Abbey, które uwielbiam). Jednaka wolałam najpierw przeczytać pierwowzór. Więc kiedy w koszu z tanimi książkami w jednym z supermarketów znalazła się ta pozycja, w dodatku z oryginalną okładką, nie wahałam się ani chwilę i kupiłam ją. Fakt, trochę zwlekałam z przeczytaniem, lecz kiedy do tego doszło, od razu pokochałam tę pozycję.  

Osoby, które od dawna czytają mojego bloga doskonale wiedzą, że uwielbiam powieści osadzone w historycznych czasach. Zwłaszcza kiedy są one w czasach II Wojny Światowej. Tak więc historia okupowanej wyspy Guernsey oraz czasy powojenne musiały mnie zainteresować. Nie były one łatwe dla mieszkańców, bo na wojnie głównym problemem był przede wszystkim głód, który dotykał każdą osobę. Z tego też powodu powstało stowarzyszenie.  Z początku był to pretekst przed karą, potem jednak stał się elementem sprawiającym radość w ciężkich czasach, a także i po nich. Można powiedzieć, że ten element w pewien sposób odwracał uwagę od przykrych wydarzeń. Wojna przecież zabiera bliskich, w przypadku bohaterów każdy kogoś stracił. Dlatego też stowarzyszenie było miejscem pocieszenia dla członków. Dla mnie sam pomysł takich spotkań w czasie wojny bardzo przypadł do gustu. Powodował chwilę radość w ciężkich chwilach, która była zdecydowanie potrzebna.   

“Stowarzyszenie...” to także osoby. Bez nich książka nie byłaby tą samą. Każdy z członków jest inny, ale dzięki swojej życzliwości razem tworzą zgraną paczkę. Osobiście chciałabym być w gronie ich przyjaciół. Nigdy bym się nie nudziła i zawsze mogła im zaufać. Trudno mi określić, kogo polubiłam najbardziej, bo wszyscy byli świetni. Sama Juliet również jest sympatyczną kobietą, zagubioną w miłości. Chce mieć pełną kontrolę nad własnym życiem i nie widzi siebie zdominowanej przez mężczyzn. Bohaterka jest dla mnie bardzo silną i otwartą postacią, która czasami nie zdając sobie z tego sprawy. No i jest wielką miłośniczką książek, dla której ich brak równa się z tragedią. Jako że mam podobnie, mogłam się z nią identyfikować. Problem ten zrozumie również wiele innych książkoholiczek. W relacjach osób pojawia się również Elizabeth. Jest ona tam dobrym duchem, pomagającym wszystkim narażając się tym na niebezpieczeństwo. Momentami miałam nawet wrażenie, że pod tym względem jest ona odzwierciedleniem Juliet. Nie oznacza to jednak ich identyczności, bo przy bliższym poznaniu widać różnice (zwłaszcza przy roztrzepaniu Juliet). Sam pomysł na zrobienie z niej bohaterki, którą nie poznajemy osobiście, jak najbardziej mi przypadł do gustu. Dzięki temu autorka pokazała, że życie nie jest idealne i z wszystkiego można wyjść cało.  

To chyba był mój pierwszy raz, kiedy czytałam książkę składającą się tylko i wyłącznie z listów. Forma ta w moim przypadku się sprawdziła. Nie miałam problemów ze wciągnięciem się w historię, a nawet nie mogłam się od niej oderwać. Dodatkowo forma ta pozwoliła mi na poznanie postaci, które nie są związane z mieszkańcami wyspy. Sama historia przedstawiona jest w dość uroczy sposób, z dużą dozą humoru. Jednak nie brak przykrych wątków, powodujących łzy w oczach. Tyczy się tu głównie czasów wojennych. I taki miks emocji, jak najbardziej mi odpowiada. Bo przecież życie jest słodko-gorzkie. 

“Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek” to urocza książka, w której poruszane wątki znajdują się w czasach mało wspaniałych. Jednak postacie, które tam występują sprawiają, że nawet w najgorszych czasach mogą przetrwać. Nie ukrywam, że zakochałam się w tej powieści i mam ochotę do niej wielokrotnie wracać. Kilka dni po przeczytaniu obejrzałam film na jej podstawie. Niestety, ale odwzorowany został tylko klimat. Momentami miałam wrażenie, że to dwie różne historie. Zabrakło w nim ważnych wątków i postaci, które znalazły się w książce. Przez to też moja mama musiała wysłuchiwać moje ciągłe komentarze. Dlatego też film ten idealny jest dla osób, które nie zwracają uwagi na różnice między dziełami.

Moja ocena: 8/10

7 komentarzy:

  1. Wszystko mi mówi, że muszę sięgnąć po tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja za to nie przepadam za książkami osadzonymi w przeszłości, lecz mimo to książka mnie zaciekawiła. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam powieści, ale mam ją w planach :D Za to oglądałam film i też jestem w nim zakochana <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka zapowiada się ciekawie, ale nie jestem przekonana czy bym się w niej odnalazła :(
    Carrrolina Blog-klik

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam ją w planach. Kiedyś zaczęłam film, jednak szybko wyłączyłam, żeby najpierw zabrać się za książę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest to ksiązka, którą mam zamiar przeczytać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też dowiedziałam się o książce dzięki ekranizacji. To była miłość od pierwszego wejrzenia i polecam tę książkę każdemu! ♥

    OdpowiedzUsuń