Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Without Merit
Wydawnictwo: Otwarte
Kategoria: Literatura obyczajowa, młodzieżowe
Tłumaczenie: Matylda Biernacka
Merit
to siedemnastolatka, która mieszka wraz z rodzeństwem, rodzicami i nową
żoną ojca w wyremontowanym kościele. Skomplikowane są również relacje w
jej domu i nikt nie umie ze sobą szczerze porozmawiać. Każdy z nich ma
również jakieś dziwactwo. W przypadku Merit
jest to kolekcjonowanie cudzych pucharów, kiedy w jej życiu nie pójdzie
coś po jej myśli. I właśnie podczas kupowania jednego z nich dochodzi
do spotkania z pewnym chłopakiem.... który okazuje się chłopakiem jej
siostry bliźniaczki. Oprócz tego Merit czuje się przytłoczona i niezauważana przez wszystkich. Jednak
taka atmosfera nie trwa wiecznie, a tajemnice w końcu wychodzą na jaw.
Potrzebny do tego jest tylko impuls, który burzy wszystko.
Przyznam, że bardzo lubię twórczość Colleen
Hoover. Potrafi ona z banalnej historii stworzyć coś naprawdę
ciekawego, a przy tym poruszyć problemy, które są w dzisiejszych czasach
dosyć powszechne. Nie inaczej jest z “Without Meredit”. Tym razem autorka wzięła na warsztat coś całkiem innego. A mowa tu o depresji wśród nastolatków. Nie jest ona przedstawiona tak jak, chociażby w serialu “13 powodów”, a przyczyny nie są spowodowane nagłym wydarzeniem, tylko narastała latami. Jednak czy autorka podołała, pisząc o nowym problemie?
Trzeba przyznać, że “Without Merit” ma najbardziej pokręconą fabułę ze wszystkich powieści Colleen Hoover. Spowodowane jest to przede wszystkim nagromadzeniem trudności, z jakimi muszą się zmierzać członkowie rodziny Voss.
Natomiast problem głównej bohaterki jest wprowadzony dosyć delikatnie.
Osobiście do wydarzenia kulminacyjnego nie odczuwałam tego,
co czyni dziewczynę odludkiem. Miałam za to wrażenie, że kiedy wyszła
na jaw depresja bohaterki, autorka stworzyła te problemy jako
wyolbrzymienie Merit. A rozwiązanie dla rodziny było trochę takie, aby zmniejszyć gęstą atmosferę, a nie problemy im towarzyszące.
Sam
problem depresji, a raczej jego objawów ostał ukazany trochę inaczej
niż w innych książkach czy filmach. Według mnie jest to zdecydowanie na
plus, bo dzięki temu możemy poznać tę chorobę z innej strony. Dodatkowo na
końcu książki znajdują się między innymi numery telefonu do osób
pomagających w m.in depresji, ale i także tematy do dyskusji przy jakimś
spotkaniu. Nie oznacza to jednak, że jest to źródło informacji na temat
depresji. Choroba ta jest jedynie problemem poruszanym w utworze. Poza
tym każdy, kto choć na chwilę zetkną z twórczością Colleen
Hoover wie, że na pierwszym planie zawsze są wątki obyczajowe, a
zwłaszcza romans pomiędzy bohaterami. Swoją drogą tego drugiego jest
zaskakująco mało.
Colleen
Hoover mimo lekkiego pióra i wciągających historii kojarzy mi się
również ze schematów, które powiela w każdej swojej książce. Mam do
powieści Hoover ogromny sentyment, bo to jej “Hopeless” było pierwszą młodzieżówką obyczajową,
którą zakupiłam i polubiłam, a na dodatek dzięki temu utworowi stałam
się wielką fanką jej twórczości. Jednak przy każdej nowej książce
bohaterowie wyglądają i zachowują się jak ci z poprzedniej powieści.
Dodatkowo pojawia się “ulubiony” element Hoover, czyli osoba chora na
raka. W tym wypadku są to partnerzy Honor, siostry głównej bohaterki.
Powiem szczerze, że przez te właśnie powielane wzorce, po zakończeniu “Without Merit”
zaczęłam odczuwać pewien niesmak. Mam wrażenie, że autorka przestała
się rozwijać i mimo różnych historii i problemów tworzy podobne utwory z
podobnym zakończeniem.
Nie jestem rozczarowana, że przeczytałam “Without Merit”.
Spędziłam z nią miło czas i pierwszy raz od dawna zerwałam nockę dla
książki. Poza tym polubiłam bohaterkę mimo jej dziwactw oraz niechęci do
rodziny. No i cieszę się, że problem depresji został poruszony i to w
dodatku w książce skierowanej przede wszystkim dla młodzieży. Jest on
bardzo ważny, zważywszy na ilość osób, które chorują na depresje. Mój
problem z tą książką jednak polega na tym, że autorka zamknęła się w
jednym schemacie, który powiela praktycznie w każdym utworze. I o ile z
początku nie zwracałam tak na to uwagi, tak teraz to mnie rozczarowuje.
Przede mną jeszcze “Never Never” oraz “Wszystkie nasze obietnice” i liczę na powiew świeżości. A odpowiadając na pytanie zadane na wstępie, muszę powiedzieć, że dla mnie to trudno stwierdzić. Bo z jednej strony historia jest bardzo fajna, to o tyle nie czuję tutaj Hoover, którą polubiłam.
Bardzo lubię Colleen Hoover, a tej książki jeszce nie czytałam, wiec chętnie przeczytam, gdy będę miała trochę czasu. ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie czytałam żadnej książki Hoover, a widzę je tak często, że chyba muszę w końcu coś z jej twórczości przeczytać.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam. Bardzo lubię książki tej autorki.:)
OdpowiedzUsuńJa akurat miło wspominam tę książkę, na pewno dużo lepiej niż "Never never", ale zaryzykuj, może akurat Tobie "Never never" bardziej przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuńWM to jedyna pozycja CoHo wydana w Polsce, której nie czytałam JESZCZE, mam nadzieję wkrótce to nadrobić! :)
OdpowiedzUsuńsunreads.blogspot.com
Ja Hoover nie lubię już po pierwszej książce, więc nie umiem ci niestety powiedzieć czy przeszkadza mi powielanie schematów :D Ugly love skutecznie zniechęciło mnie do autorki, a poza tym to nie mój gatunek :D
OdpowiedzUsuń