Autor: Tillie Cole
Tytuł: To nie ja, kochanie
Seria: Kaci Hadesu (cz.1)
Kategoria: Romans
Wydawnictwo: Editio Red
Tłumaczenie: Grzegorz Rejs
Samolmea “Mea” o zawsze żyje w sekcie, w której przeznaczona jest jako siódma żona Proroka Dawida. Jednak w dzień ślubu postanawia uciec, zostawiając tym samym swoją siostrę oraz przyjaciółkę. Zakrwawiona i nieprzytomna trafia to klubu motocyklowego prowadzonego przez Styksa. Jak się okazuje, dziewczyna już wcześniej widziała mężczyznę i każde z nich zapamiętało to spotkanie na zawsze.
Kiedy sięgałam po “To nie ja, kochanie” nie wiedziałam czego się spodziewać. Co prawda kojarzyłam Tillie Cole, lecz było to raczej spowodowane popularnością jej książek na instagramie. I tak oto, znudzona podróżą między Lublinem a Poznaniem, zaczęłam pierwszą część romansu wprost z motocyklowego świata.
Pierwsze co rzuca się w oczy już w pierwszych stronach książki to wszechogarniająca brutalność. Występuje ona w światach obu bohaterów. Gwałty, seks, zabijanie to dla nich normalność, zwłaszcza dla Styksa. Najmocniej jednak odczuwa się ją w samej gwarze klubu motocyklowego. Wyrazy, które w normalnym świecie raczej ubliżają kobietom, tutaj są zwyczajnymi słowami, powodującymi u niektórych powód do dumy. Klasztor sekty również nie wydaje się obiecujący. Mężczyźni stworzyli z kobiet własne niewolnice, w których ich głównym zadaniem jest oddanie siebie w sposób fizyczny. Czy połączenie takich dwóch światów nie będzie powodować absurdalnych sytuacji? Jak się można spodziewać, momentami tak. Zwłaszcza kiedy okazuje się, że w wielu przypadkach łączą się ze sobą. Jednak te dwa światy napędzają całą akcję książki. Dzięki nim dochodzi do częstych konfliktów, walk, ale i nieporozumień. Według mnie akcja tej książki jest najlepszym elementem z całości. Czytałam ją z dużym zainteresowaniem i nie mogłam się doczekać nowych konfliktów klubu. A więc w tym przypadku brutalność się sprawdza.
Kolejnym niewątpliwie ważnym wątkiem książki jest romans pomiędzy bohaterami. Od razu mogę powiedzieć, że nie wyróżnia się on na tle innych pozycji z tego gatunku. Dodatkowo autorka pokusiła się na kolejny klasyk, jakim jest trójkąt. Wraz z dużą ilością scen miłosnych uniesień pomiędzy Mea a Styksem tworzy historię miłosną jakich wiele. Niewątpliwie jednak element ślepej miłości przedstawiany jest przez całą książkę. Bohaterka wybaczała wszystkie występki Styksa. Momentami wręcz ich miłość traktuje niczym obsesje. I mimo że było to momentami wręcz męczące, to trochę rozumiem, dlaczego taka jest. W końcu dziewczyna żyła w sekcie, w której nie mogła liczyć na opiekę i poczucie bezpieczeństwa.
“To nie ja, kochanie” to schematyczna książka. Nawet wątek miłosny nie wyróżnia się od innych. Jedynym innym elementem jest połączenie sekty i klubu motocyklowego. I normalnie, jeśli przeczytałabym książkę z taką ilością wulgaryzmów i ubliżaniu to zostawiłabym ją w cholerę. A ja mimo to mam ochotę na resztę części z tego cyklu. Nie traktuje tego jako objawienie czytelnicze, bo seria zdecydowanie na to nie zasługuje. To raczej moje guilty pleasure. Więc jeśli szukacie romansu w brutalnym świecie, w którym nie przeszkadzają wam przekleństwa w co drugim słowie, to wam go polecam.
Moja ocena: 5.5/10
Zdecydowanie, nie jest to książka dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńNie mogę się jakoś do tej książki jak i serii przekonać, pomimo tego, że jednak dużo osób ja poleca. Ja raczej nie będę jej czytać.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja sobie odpuściłam tę serię, od początku jakoś mnie do niej nie ciągnie :)
OdpowiedzUsuńMam takie same odczucia względem tej książki. Seria nie jest wybitna, wulgaryzmy i sama tematyka są trochę odstręczające, ale zarazem Cole sprawiła, że od tej serii trudno się oderwać! To również moje guilty pleasure.
OdpowiedzUsuń