środa, 7 listopada 2018

97. Without Merit





Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Without Merit 
Wydawnictwo: Otwarte
Kategoria: Literatura obyczajowa, młodzieżowe
Tłumaczenie: Matylda Biernacka

 Merit to siedemnastolatka, która mieszka wraz z rodzeństwem, rodzicami i nową żoną ojca w wyremontowanym kościele. Skomplikowane są również relacje w jej domu i nikt nie umie ze sobą szczerze porozmawiać. Każdy z nich ma również jakieś dziwactwo. W przypadku Merit jest to kolekcjonowanie cudzych pucharów, kiedy w jej życiu nie pójdzie coś po jej myśli. I właśnie podczas kupowania jednego z nich dochodzi do spotkania z pewnym chłopakiem.... który okazuje się chłopakiem jej siostry bliźniaczki. Oprócz tego Merit czuje się przytłoczona i niezauważana przez wszystkich. Jednak taka atmosfera nie trwa wiecznie, a tajemnice w końcu wychodzą na jaw. Potrzebny do tego jest tylko impuls, który burzy wszystko.  

Przyznam, że bardzo lubię twórczość Colleen Hoover. Potrafi ona z banalnej historii stworzyć coś naprawdę ciekawego, a przy tym poruszyć problemy, które są w dzisiejszych czasach dosyć powszechne. Nie inaczej jest z “Without Meredit”. Tym razem autorka wzięła na warsztat coś całkiem innego.  A mowa tu o depresji wśród nastolatków. Nie jest ona przedstawiona tak jak, chociażby w serialu “13 powodów”, a przyczyny nie są spowodowane nagłym wydarzeniem, tylko narastała latami. Jednak czy autorka podołała, pisząc o nowym problemie? 
 
Trzeba przyznać, że “Without Merit” ma najbardziej pokręconą fabułę ze wszystkich powieści Colleen Hoover. Spowodowane jest to przede wszystkim nagromadzeniem trudności, z jakimi muszą się zmierzać członkowie rodziny Voss. Natomiast problem głównej bohaterki jest wprowadzony dosyć delikatnie. Osobiście do wydarzenia kulminacyjnego nie odczuwałam tego, co czyni dziewczynę odludkiem. Miałam za to wrażenie, że kiedy wyszła na jaw depresja bohaterki, autorka stworzyła te problemy jako wyolbrzymienie Merit. A rozwiązanie dla rodziny było trochę takie, aby zmniejszyć gęstą atmosferę, a nie problemy im towarzyszące. 

 Sam problem depresji, a raczej jego objawów ostał ukazany trochę inaczej niż w innych książkach czy filmach. Według mnie jest to zdecydowanie na plus, bo dzięki temu możemy poznać tę chorobę z innej strony. Dodatkowo na końcu książki znajdują się między innymi numery telefonu do osób pomagających w m.in depresji, ale i także tematy do dyskusji przy jakimś spotkaniu. Nie oznacza to jednak, że jest to źródło informacji na temat depresji. Choroba ta jest jedynie problemem poruszanym w utworze. Poza tym każdy, kto choć na chwilę zetkną z twórczością Colleen Hoover wie, że na pierwszym planie zawsze są wątki obyczajowe, a zwłaszcza romans pomiędzy bohaterami. Swoją drogą tego drugiego jest zaskakująco mało.  

Colleen Hoover mimo lekkiego pióra i wciągających historii kojarzy mi się również ze schematów, które powiela w każdej swojej książce. Mam do powieści Hoover ogromny sentyment, bo to jej “Hopeless” było pierwszą młodzieżówką obyczajową, którą zakupiłam i polubiłam, a na dodatek dzięki temu utworowi stałam się wielką fanką jej twórczości. Jednak przy każdej nowej książce bohaterowie wyglądają i zachowują się jak ci z poprzedniej powieści. Dodatkowo pojawia się “ulubiony” element Hoover, czyli osoba chora na raka. W tym wypadku są to partnerzy Honor, siostry głównej bohaterki. Powiem szczerze, że przez te właśnie powielane wzorce, po zakończeniu “Without Merit” zaczęłam odczuwać pewien niesmak. Mam wrażenie, że autorka przestała się rozwijać i mimo różnych historii i problemów tworzy podobne utwory z podobnym zakończeniem.
  
Nie jestem rozczarowana, że przeczytałam “Without Merit”. Spędziłam z nią miło czas i pierwszy raz od dawna zerwałam nockę dla książki. Poza tym polubiłam bohaterkę mimo jej dziwactw oraz niechęci do rodziny. No i cieszę się, że problem depresji został poruszony i to w dodatku w książce skierowanej przede wszystkim dla młodzieży. Jest on bardzo ważny, zważywszy na ilość osób, które chorują na depresje. Mój problem z tą książką jednak polega na tym, że autorka zamknęła się w jednym schemacie, który powiela praktycznie w każdym utworze. I o ile z początku nie zwracałam tak na to uwagi, tak teraz to mnie rozczarowuje. Przede mną jeszcze “Never Never” oraz “Wszystkie nasze obietnice” i liczę na powiew świeżości. A odpowiadając na pytanie zadane na wstępie, muszę powiedzieć, że dla mnie to trudno stwierdzić. Bo z jednej strony historia jest bardzo fajna, to o tyle nie czuję tutaj Hoover, którą polubiłam.  

Moja ocena: 6,5/10

6 komentarzy:

  1. Bardzo lubię Colleen Hoover, a tej książki jeszce nie czytałam, wiec chętnie przeczytam, gdy będę miała trochę czasu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, nie czytałam żadnej książki Hoover, a widzę je tak często, że chyba muszę w końcu coś z jej twórczości przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno przeczytam. Bardzo lubię książki tej autorki.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja akurat miło wspominam tę książkę, na pewno dużo lepiej niż "Never never", ale zaryzykuj, może akurat Tobie "Never never" bardziej przypadnie do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. WM to jedyna pozycja CoHo wydana w Polsce, której nie czytałam JESZCZE, mam nadzieję wkrótce to nadrobić! :)

    sunreads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja Hoover nie lubię już po pierwszej książce, więc nie umiem ci niestety powiedzieć czy przeszkadza mi powielanie schematów :D Ugly love skutecznie zniechęciło mnie do autorki, a poza tym to nie mój gatunek :D

    OdpowiedzUsuń